Miało być tak...
...a było tak:
Imieniny Kubusia wypadały w okolicy weekendu majowego (tak, taaaki mam poślizg z dodawaniem postów ;), więc naturalnie w mojej głowie zrodził się pomysł zrobienia imieninowego pikniku w ogrodzie Rodziców. W ruch poszły kraciaste tkaniny zbierane już od zimy, choć jeszcze nie w jakimś konkretnym celu, czerwone serwetki w grochy, groszki i krateczki, no i wiklinowe koszyki różnej maści pożyczone od obu Mam. Powstały dwie girlandy – jedna z materiałowych trójkątów, druga z ozdobnych tasiemek samoprzylepnych. Taśmy kupione w Ikei przed Bożym Narodzeniem wykorzystałam zresztą na maksa, bo poza girlandą posłużyły też do ozdoby zwykłych małych słoiczków na kwiatki, do oklejenia puszek na ciacha i do zrobienia chorągiewek do koreczków. Drobiazgi, a od razu ładniej i tak spójnie, prawda?
No i nadszedł dzień pikniku. Przyjechaliśmy od jednych Rodziców do drugich, pogoda piękna, słoneczna – nic, tylko się rozkładać. Zjedliśmy jeszcze wszyscy razem obiad, a zaraz po nim mieliśmy zacząć piknik. Wychodzę z domu – a tam hmm... coś jakby jakieś chmury szły. Następne pół godziny spędziłam razem z małą siostrzenicą Tereską, która bardzo chciała mi pomóc w przygotowaniu pikniku, krążąc w okolicy balkonu, zadzierając głowę, śledząc chmury i debatując czy rozkładać się na trawie czy jednak w domu. Wspólnie podjęłyśmy decyzję, że jednak dla bezpieczeństwa przygotujemy wszystko na balkonie, a w razie deszczu przeniesiemy się do pokoju. Zdążyłam tylko wyjść z kocem i zobaczyłam nie deszcz, a grad – i to całkiem spory. Waliło porządnie przez dobre 15 minut, pociemniało strasznie, zerwał się mocny wiatr – no jak nic pogoda na piknik :) Skończyło się więc na pikniku pod dachem, w salonie Rodziców. Ale klimat piknikowy był, zobaczcie sami:
A kilka tygodni później zrealizowaliśmy pierwotny plan i zrobiliśmy sobie sielski piknik pod drzewem, z truskawkami i ciastem z rabarbarem.
10 komentarze
Pięknie to urządziłaś, perfekcyjnie. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńo raju jestem w raju! cudnie, cudnie u Ciebie! wspaniałe zdjęcia i te czerwienie, kosze...mmm:) brawo brawo! wspaniała kompozycja:)
OdpowiedzUsuńMiało być i było pięknie :)
OdpowiedzUsuńW pierwszej wesji wybrneliście obronna ręką i piknik pod dachem bardzo fajnie sie prezentowal co widzę :) Tak na przekór pogodzie :)
W wersji drugiej cudownie - myslałam, najpierw że to zdjęcie na trawie to z jakiejś gazety czy katalogu hihi :D
a i super kubeczki, mam takie same tylko w kolorze szarości z dodatkową dziurką w uszku na łyzeczką do kompletu :)
Buźka !
i zapraszam tez do mnie na simple life :)
heeh no ja tak miałam 1,5 tyg temu z chrzcinami syna :) tyle ze nam sie udalo choc czesc imprezy zrobic na dworzu .. tyle ze z moich planów ozdobnych nie wszystko wypaliło .. bo okazuje sie ,ze nie mam 10 rąk ;) u ciebie wyszło pieknie :)
OdpowiedzUsuńKompletne spełnienie marzeń o sielskim życiu:) Nic więcej nie dodam poza wielkim buziakiem
OdpowiedzUsuńsmakowicie, uroczo :)
OdpowiedzUsuńRewelacyjne girlandy i te malutkie koszyczki jakie rozkoszne!! Boski klimat!! :)
OdpowiedzUsuńŚlicznie to urządziłaś! Musiałaś się sporo napracować przy przygotowywaniu tych wszystkich dekoracji, ale efekt świetny :)
OdpowiedzUsuńI piękne kubki! Bardzo mi się podobają i dobrze pasują do Twojego piknikowego wystroju :)
Przeglądając Twoje posty jestem zachwycona dlatego nominowałam Twojego bloga do wyróżnienia "Liebster blog" ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Violetta :)
Ślicznie nakryty stół. Postanowiłam sobie, że opanuje tę trudną sztukę przystrajania stołu, bo jakoś nigdy specjalnie się do tego nie przykładałam. Jednak jak oglądam takie zdjęcia to zaraz zaczyna mi się chcieć :)
OdpowiedzUsuń