Przyszła już moda na slow food, slow fashion i slow-coś-tam-jeszcze, a ja Wam mówię, że Adwent to idealny czas na slow business (a przede wszystkim na slow life).
Wszyscy będą mówić Wam odwrotnie: że szczyt sezonu zakupowego, że najwięcej klientów, że to głupota nie korzystać. Że można ten jeden miesiąc spiąć się i siedzieć po nocach, byle wyrobić normę za pół roku i wyciągnąć teraz ile się da z tego swojego biznesu.
Prawda? No prawda, ale...
Przerabiałam to. Łapałam się za głowę widząc ilość zamówień i maili od osób, które już dawno zaplanowały, że to właśnie u mnie kupią prezenty dla swoich dzieci. Uśmiechałam się sama do siebie pakując pudła podarunków dla całych rodzin i czując się jak prawdziwy pomocnik Świętego Mikołaja. Serce mi rosło jak czytałam o dzieciach skaczących z radości na widok wymarzonych przytulanek, które dla nich uszyłam.
Ale... Przez ostatnie dwa lata mój grudzień to była praca na najwyższych obrotach w niemal każdej wolnej chwili, skreślanie pozycji ze stale rosnącej listy zamówień, walka z czasem, żeby zdążyć przed 6. czy 24. grudnia, godziny spędzane na wymianie maili i tęskne wyczekiwanie chwili oddechu w Święta.
Więc kiedy w tym roku przyszedł mi do głowy pewien pomysł, nie rozmyślałam o nim długo i nie rozważałam głosów za i przeciw. Po prostu pewnego dnia pomyślałam sobie: "Jak fajnie byłoby nie musieć tak gonić w tym grudniu i mieć czas, żeby spokojnie upiec z chłopcami ciasteczka, może w tym roku zrobić domek z piernika, odwiedzić jednych i drugich znajomych, bo wybieramy się do nich od wakacji... I przygotować fajne zadania do kalendarza adwentowego, i razem robić ozdoby, i kartki i..."
I właśnie taki mamy Adwent.
Minął tydzień i już wiem, że to jest to. Popołudnia są nasze. Póki co wprawiamy się w wykrawaniu i pieczeniu korzennych ciasteczek (mamy za sobą dwie serie, a już wiem, że trzeba będzie dorobić ich jeszcze sporo, bo znikają nam w jakimś zawrotnym tempie). Planujemy kogo odwiedzić i gdzie razem pojechać, a czasem po prostu jesteśmy sobie tak zwyczajnie wszyscy razem.
Nie zawiesiłam sklepu, pracuję po prostu w mniejszym wymiarze godzin nie próbując chwytać wszystkich srok za ogon. Nie zbieram już nowych zamówień (zostawiłam tylko furtkę na kilka szydełkowych dekoracji, bo te akurat robię w ramach relaksu), ale w sklepie jest sporo nowych rzeczy dostępnych od ręki, więc jest w czym wybierać. Może i bardziej profesjonalnie byłoby o tym nie pisać i nie wywnętrzać się tak przed potencjalnymi (lub właśnie niedoszłymi) klientami, ale nic nie poradzę na to, że czuję się tu jakbym pisała do bliskich koleżanek (i kilku kolegów), a nie do wielotysięcznego grona czytelników.
A dlaczego o tym piszę? Nie jest to żadne tłumaczenie się z mojej strony, bo absolutnie nie czuję takiej potrzeby przed nikim. Chyba po prostu chciałam się z Wami podzielić tym, czym ostatnio bardzo żyję i może zainspirować do czegoś innego niż urządzania pokoi dziecięcych, dekorowania mieszkania czy urodzinowego stołu. Nie zrozumcie mnie źle, nie twierdzę, że teraz każdy ma rzucać swoją pracę czy wszystkie zajęcia w imię czasu z rodziną. Chcę tylko powiedzieć, że wbrew temu, co wszystko dookoła zdaje się nam mówić, nie musimy żyć w trybie pt. "muszę więcej i więcej". Naprawdę dobrze jest zwolnić, a czas to jest naprawdę najcenniejszy prezent, jaki możemy dać swoim dzieciom.
Kilka dni temu trafiłam na filmik, który streszcza cały mój post w niecałe półtorej minuty (szukajcie na blogowym Facebooku albo tutaj). Pierwsza połowa to ja i to, jaka niestety bywam; druga - to to, jaka chcę być, nie tylko w tym miesiącu.
Nadrabiam ostatnio trochę z blogową realizacją pomysłów świątecznych, które naskładały mi się już w głowie od kilku lat. Mieszkanie dekoruję na razie delikatnie: do ulubionych pasteli i leśnych motywów obecnych u nas już całą jesień (szyszki, drzewka, grzybki) przemycam tylko odrobinę czerwonych dodatków i małe pojedyncze zielone gałązki. Prawdziwie świąteczne aranżacje pojawią się na potrzeby bloga już niedługo, ale w samym mieszkaniu na bombki i choinkę z prawdziwego zdarzenia przyjdzie czas dopiero przed samymi Świętami.
W adwentowym dekorowaniu towarzyszą mi:
małe pastelowe wazoniki origami - Ib Laursen
drewniane grzybki - TK Maxx, KiK, można też podobno dostać podobne we Flying Tiger
szydełkowe muchomorki - Gu
drewniana choinka - Bloomingville
zawieszki domki i ptaszki - IKEA
15 komentarze
so beautuful!!!! I really love your photos!
OdpowiedzUsuńThank you very much!
UsuńPiękne naczynia, wazony!! Skradły moje serce!
OdpowiedzUsuńPodpisuję się pod tym wszystkim czym się da :) Kiedyś też biegłam, wyrabiałam normy by potem nie wyrobić na zakrętach, zarywałam nocki i takie tam. Odpuściłam dla siebie...da się !! i jest moje slow które lubię i wszystko funkcjonuje a nie padło :) buźka
OdpowiedzUsuńNo właśnie - czasem się wydaje, że nie ma się jak wyrwać z tego biegu, bo wszystko się posypie, a później okazuje się, że świat się wcale nie zawalił. Dzięki, fajnie wiedzieć, że jest nas więcej :)
UsuńCzytasz w moich myślach, ja również postanowiłam, że mój tegoroczny adwent będzie właśnie taki i jest taki :))) O dziwo da się i też jest cudownie <3 Dobrego Kochana :*
OdpowiedzUsuńNie od dziś wiadomo, że dużo nas łączy, Lu ;)
UsuńPięknie napisałas! Unie podobnie - chce ten Adwent spędzić inaczej. Postanowiłam: nie dam się wciągnąć w żadną gonitwe i wypełnianie listy idealnej pani domu typu: umyć cały dom od fundamentów po komin, bo są święta. Zaraz, ja sprzątam regularnie, święta to nie jefyna okazja w roku do zrobienia porządków ;). A cała reszta " muszę to zrobić" została gruntownie zweryfikowana. Mam listę prezentów i pomału je kupuje, wiem co ugotować na Wigilię i już systematycznie kupuję składniki. Do tego doszło sporo osobistych spraw i...potrzebuje takiego wyciszenia i spokoju. Chcę móc bez wyrzutów sumienia spędzać czas z dziećmi, bo one takie jakie są teraz, już nigdy nie będą. A okna.... Jeszcze nie raz będą zakurzone tak samo ;). Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńOstatnie dwa Twoje zdania mogłabym sobie wyryć na ścianie (albo napisać na szybach ;) To jest właśnie to, o co mi chodzi :)
UsuńWszystko się zgadza!
OdpowiedzUsuńAle tak sobie myślę,że jeśli ktoś utrzymuje się z rękodzieła i jest to jego jedyne źródło dochodu,nie może tak całkowicie zrezygnować bo po prostu za coś trzeba żyć :))
Nie twierdzę jednak,że jest to jakiś priorytet.I jak ze wszystkim ,trzeba znaleźć ten złoty środek,żeby pogodzić wszystkie sfery życia i nie skupić się za bardzo na jednym,kosztem drugiego-np.życia rodzinnego :)Trzeba starać się zrównoważyć wszystko :)
Pozdrawiam :)
No tak, oczywiście. Widzisz, myślałam o tym i miałam też o tym pisać, ale w natłoku myśli, jakie miałam w związku z tym tematem, ten wątek mi umknął w pisaniu.
UsuńDobrze mówisz - grunt to złoty środek i dobre ustalenie priorytetów. Pozdrawiam Cię serdecznie!
Pięknie i mądrze napisane, nic dodać nic ująć! Cieszę się, że w końcu udało nam się spotkać, kolejny raz bez dzieci :D
OdpowiedzUsuńMatuszka
Dzięki!
UsuńOK, ale kiedyś musi być jeszcze spotkanie całą gromadą, bo Kuba ma to obiecane(i już mnie nieraz podpytywał: "czy tam też będą jakieś wozy strażackie?" ;)
Przepiękne są Twoje zdjęcia <3
OdpowiedzUsuńO tak, zwolnienie to dobra rzecz... Czasem i ja łapię się na tym, że chciałabym za dużo, a przez to gnam i nie mam czasu na drobne przyjemności...
Chwytanie życia...
Cieszenie się z "tu i teraz"...
<3
Wszystkiego, co najlepsze dla Ciebie, Kochana! :*
Dziękuję, Marta :*
UsuńO tak, drobne przyjemności są baaardzo ważne. Tak jak np. chwila odpoczynku i robienia NIC, czego dopiero od niedawna się uczę :)
Ściskam mocno i życzę Ci dużo tych drobnych radości!