Podobno nieumiejętność przyjmowania komplementów i paląca potrzeba tłumaczenia się jest typowa dla Polek. Wiecie... -"Jakie pyszne ciasto zrobiłaś!" - "No co Ty, przecież się przypaliło." Albo: -"Ładna sukienka." - "Eee, stara przecież." O ile z miłymi słowami pod swoim adresem już nauczyłam się obchodzić i po prostu za nie dziękować, to w pewnej kwestii ciągle czuję, że powinnam wszystkim dookoła tłumaczyć i wyjaśniać, że wcale nie jest tak przepięknie, jak im się wydaje. Ta kwestia to budowa naszego domu.
Kiedy po raz pierwszy pisałam Wam o naszych budowlanych planach, określiłam naszą działkę mianem "w sam raz", co było eufemizmem dla "daleka od wymarzonej". I tak, są z pewnością większe działki, ładniej położone czy z lepiej wkomponowanymi domami. Dlatego też za każdym razem, kiedy dostawałam wiadomość w stylu "ale Ci zazdroszczę, tam musi być pięknie", już mnie palce świerzbiły, żeby napisać, że wcale nie - bo to jest nie tak i tamto mogło być inaczej...
Ostatecznie jednak nie pisałam ani nie pokazywałam nic z tego, co mnie na naszej budowie "uwiera". Nie dlatego, że chciałam ją idealizować. Chciałam ją polubić - tak naprawdę. Zaakceptować jej mankamenty i traktować jako prawdziwie nasze miejsce na ziemi. Dlatego zamiast ciągle zastanawiać się "co by było, gdyby" i skupiać na tym, co mi się tam nie podoba (a wierzcie mi, mieliśmy kilka niezbyt miłych niespodzianek i rozczarowań i chwilę je przeżywaliśmy), wykorzystuję każdą wizytę na działce, żeby poczuć się tam odrobinę bardziej u siebie.
Nie doskwiera mi już bliskość sąsiadów, tylko cieszy ich ogromna jabłoń, która będzie nam zaglądała do sypialni. Nie męczą mnie już myśli o tym, że dom mógłby być większy, ale cieszy pierwsze śniadanie zjedzone z przyjaciółmi w naszej przyszłej kuchni. Nie narzekam na pobliską drogę, ale napawam się rozległym widokiem na okolicę i światłem zachodzącego słońca przed domem. O wszystkie rzeczach, które szły nie po naszej myśli opowiadam tylko przyjaciołom nieraz się już z tego śmiejąc. Bo czym one są wobec tego, że w końcu spełniamy nasze marzenie?
Naprawdę zaczynam się tu czuć jak w domu, kiedy nawet spontaniczne ognisko w środku tygodnia przekształca się w wielkie świętowanie z tortem ze świeczkami, girlandami, klimatycznymi lampkami i niemal całą rodziną w komplecie. Tego ciepłego lipcowego wieczoru uświadomiłam sobie, że to jest właśnie pierwsze przyjęcie w NASZYM ogrodzie. Że to jest to, o czym tak długo marzyłam. A to dopiero początek...
P.S. Próbując wstawić to zdjęcie z Instagrama skasował mi się ostatnio cały gotowy post. To, co czytacie teraz, jest próbą jego odtworzenia - krótszą, bo uciekło mi kilka rzeczy, o których chciałam napisać. Mam jednak nadzieję, że wydźwięk pozostaje ten sam i cieszę się, że w końcu udało mi się te myśli ubrać w słowa. Teraz już chyba nic nie staje mi na przeszkodzie, żeby podzielić się z Wami czymś więcej odnośnie samego domu i wnętrz. Czekacie?
9 komentarze
Trzeba się cieszyc z tego co się ma,i widzieć pozytywy.Duzy dom- po co? więcej sprzątania,mniej czasu na przyjemności i blogowanie.Blisko droga- to dobrze szybciej dojedziesz do pracy,miasta.Blisko sąsiedzi? To super bedzie można plotkować wychylając się przez okno 😁
OdpowiedzUsuńDokładnie do tego doszłam - skupiać się na pozytywach! :)
UsuńBlisko droga? Nie trzeba będzie zimą odśnieżać! :D Powodzenia :)))
OdpowiedzUsuńSłusznie :) Dziękuję!
UsuńJest pięknie!
OdpowiedzUsuńMasz rację - trzeba skupiać się na pozytywach. W sumie to one budują nasze dobre samopoczucie, w ogóle coś budują... Inne myśli bywają destrukcyjne...
Ja tak mam z naszym mieszkaniem... Nie lubię go, bo nie odpowiada mi cały blok (wysoki, budownictwo marne, wszystko słychać, spokoju nie ma) i wiele rzeczy spartaczonych przez poprzednich właścicieli albo ich fachowców. Nie czuję się tu do końca dobrze, ale z drugiej strony co chwila robię to miejsce dla siebie - zmieniam i coraz bardziej jest ono "moje"... I może zamiast skupiać się na tym, co mnie w nim irytuje, powinnam właśnie myśleć o zmianach, czynić je jeszcze bardziej moim?
Dzięki za pozytywne myśli :) Czuję się lepiej.
Ściskam mocno!
Martuś, bardzo się cieszę, że masz taki pozytywny odbiór tego posta. Dziękuję za to, co napisałaś.
UsuńDobrze rozumiem Twoją sytuację, też trochę przez to przechodziłam i w końcu zamiast wkurzać się na niektóre rzeczy w mieszkaniu, wzięłam się w garść i małymi krokami zaczęłam je zmieniać. Ale to temat na osobne posty, stay tuned :)
czekamy, czekamy... przynajmniej ja czekam :) dobrze, że udało Ci 'obrócić' swoje nastawienie - w końcu spełniacie swoje marzenie i najważniejsze jest to, jaki stworzysz tam dom dla siebie i bliskich :) trzymaj się pozytywnie :)
OdpowiedzUsuńPieknie! I wspaniałe ze zaczynacie lubić swoje miejsce na ziemi:):):)
OdpowiedzUsuńPodobnie jak Wy rozpoczynamy nowe życie w nowym miejscu,mam bardzo podobne odczucia w akceptacji nowego domu i będę brała przykład z Twojego podejścia.
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia.:))