Naprawdę nie wiem dlaczego ci moi chłopcy tacy uparci. Najpierw Kuba, który prawie trzy lata temu wcale nie kwapił się wyjścia na ten świat. Mijały dni, tygodnie, a ja zgodnie z zaleceniami lekarza codziennie zmywałam podłogi (nigdy nie były tak czyste jak wtedy), wchodziłam po dziesiątkach schodów (zdobywałam wieżowce i najwyższą wieżę w mieście) i wybrałam się nawet na forsowny spacer na Kopiec Piłsudskiego (ku zdziwieniu chyba każdego mijanego człowieka). I nic. A teraz nasz Franek postanowił pobić rekord starszego brata i urodzić się w 15 dni po terminie.
Uczą mnie cierpliwości ci moi synkowie. I uczą jak być silną, kiedy
pobyt w szpitalu przedłuża się w nieskończoność. Ale teraz jesteśmy już w
końcu wszyscy razem w domu. I powiem Wam, że nie możemy się nadziwić
jak Kubuś cudownie wszedł w rolę starszego brata: "Idę pogłaskać
Flanka", "Mamo teraz ty pogłaskaj Flanka"... Pierwszego dnia po
powrocie, kiedy przysypiałam sobie na łóżku, kątem oka zobaczyłam Kubę
podchodzącego do kołyski, w której spał Franek i usłyszałam ciche
"Flanku, ja Cię kocham".
Nie zdążyłam z tym wpisem na Dzień Mamy, ale myślę, że życzenia z tej
okazji nie mogą się przeterminować. Życzę więc każdej z Was - tym, które
już są mamami i tym, które nie - żeby mogły doświadczyć w życiu właśnie
takich chwil.
Do usłyszenia wkrótce,
Wasza Gu