Właśnie miałam coś pisać o tym, że znowu nie mogłam się zebrać wcześniej i morskie, wakacyjne akcenty w salonie pokazuję na koniec lata... ale odszukałam wpis z tamtego roku, żeby go tu podlinkować i okazało się, że dokładnie to samo pisałam rok temu. Proponuję więc wrócić do niego (lub zobaczyć po raz pierwszy, jeśli jesteście tu od niedawna), zobaczyć szersze kadry tego, jak salon wyglądał rok temu, a później wrócić tu, zerknąć na kilka zdjęć detali z tego roku i przywoływać wspomnienia ciepłych dni nad morzem...
Rok temu na pierwszych urodzinach mojego synka też rządził styl marynistyczny (do zobaczenia TUTAJ), ale jakoś w tym roku przy obecnych temperaturach i ogólnej aurze końca lata jakoś by mi to nie pasowało (poza tym, nie oszukujmy się - chcę jakieś nowe pomysły zrealizować i wyżyć się trochę artystycznie ;). W przyszłym tygodniu możecie się więc spodziewać na Instagramie (#gutworzy) jakichś przecieków z wielkich przygotowań do urodzin. Co ja mówię! Już teraz praca wre i właśnie czekam na kuriera, który przywiezie kluczowe elementy do mojego projektu (trzymajcie kciuki, żebym podołała). Pozdrawiam Was w ten pochmurny dzień i życzę dużo słońca!
Nasz przedpokój był już na blogu w wersji jesiennej, ale wiadomo - co jakiś czas zmienia oblicze i tym razem pokaże się z wakacyjno-letniej strony. Dosłownie kilka dni temu zyskał też nowego miętowego (turkusowego?) lokatora*, który czeka tylko na to aż wrócimy z wakacji i całą trójką wybierzemy się na wycieczkę rowerową.
Poza rowerem wszystko już było, czyli: miętowa drabina w wersji bez półek (czeka na lepsze czasy i więcej miejsca), kolorowe wieszaki guziki z HK Living i samodzielnie zrobiona przez mojego Męża szafka na buty ze skrzynek po owocach.
* Wierzcie lub nie, rower to mój obiecany prezent urodzinowy sprzed TRZECH lat i
dopiero teraz w końcu go sobie wybrałam. I gdyby nie to, że mój Mąż
wziął sprawy w swoje ręce i szukał, i czytał, i podsuwał mi konkretne
modele, to chyba jeszcze długo by mi to zajęło. Jak zwykle to on był w tej kwestii rozumem i odradził mi kupno wymarzonej holenderki, którą raczej dałabym rady jeździć tylko po mieście. Zwyciężyły kwestie praktyczne i to, że tym rowerem mogę spokojnie jeździć nie tylko po miejskich drogach, ale i po okolicznych górkach (których nie brakuje). Lubię mój nowy rower i już nie mogę się doczekać aż będziemy sobie śmigać z Kubusiem na różne wyprawy :)
Tęsknię już za typowo wnętrzarskimi postami u siebie, za zdjęciami obecnej - wakacyjnej odsłony salonu, za realizacją wszystkich tych pomysłów, które mam od dawna. Jakoś ciągle nie mogę się pogodzić z tym, że nie dam rady zrobić wszystkiego, co bym chciała. Też tak macie? Ach te moje perfekcjonistyczne zapędy... Ale cieszę się z małych kroczków i tym, że np. w tym tygodniu w końcu udało mi się obfotografować i wrzucić trochę nowości swetrowo-przytulankowo-poduszkowych do mojego sklepu. Kilka z nich Wam tu pokażę, a że tym razem jakoś najbardziej podobają mi się sówki, to ich będzie tu najwięcej.
Wisząca chmurka (z kolorami kulek do wyboru) do kupienia TUTAJ
Różowa królewna sówka - TUTAJ
Miętowa śpiąca królewna sówka - TUTAJ
Błękitna duża sowa-poducha - TUTAJ
Sówka w delikatny wzorek (chyba moja ulubiona :) - TUTAJ
Duża wzorzysta sowa - TUTAJ
Jakiś czas temu zrobiłam na zamówienie też taką mini sówkę, najmniejszą z całej rodziny. Takie wielkości w różnych kolorach są dostępne na zamówienie TUTAJ.
A na koniec pochwalę się jeszcze moim najmłodszym dzieckiem - piesek zrobiony na zamówienie zaledwie wczoraj. Jakby coś, to mam jeszcze kawałki pasiastego swetra i jeśli ktoś będzie sobie życzył, to podobny psiak może jeszcze powstać.