Przedszkole to fajna sprawa. Wprawdzie mówię to teraz, a sama będąc małą Gu nie wytrzymałam w przedszkolu ani jednego pełnego roku. Ba, nawet dyplom ukończenia zerówki (której de facto nie ukończyłam) przysłali mi pocztą.
Mogę się mylić, ale wydaje się jednak, że te braki w edukacji jakoś nadrobiłam. A teraz z pewnością nadrabiam braki w przedszkolnych atrakcjach w postaci balów przebierańców. Przedszkolez perspektywy rodzica z perspektywy mamy lubiącej DIY jest fajne, bo mobilizuje do twórczego działania, na które normalnie nie ma czasu / chęci / pomysłu. No bo pewnie nie przyszłoby mi do głowy ot tak, żeby uszyć Kubie strój smoka, gdyby nie bal karnawałowy, na który miał przyjść przebrany za postać z bajki. Na marginesie dodam, że była to nie lada zagwozdka, bo nasz Kuba praktycznie nie ogląda bajek. Ale, że akurat wtedy na tapecie mieliśmy stare dobre "Porwanie Baltazara Gąbki" (Pamiętacie? To jedna z moich naj-najulubieńszych bajek z dzieciństwa), wybór smoka wawelskiego był oczywisty!
Mogę się mylić, ale wydaje się jednak, że te braki w edukacji jakoś nadrobiłam. A teraz z pewnością nadrabiam braki w przedszkolnych atrakcjach w postaci balów przebierańców. Przedszkole
Nieśmiało liczę, że to już ostatnie podrygi tej jesieni. Tak, polubiłyśmy się w tym sezonie, ale wszystko wskazuje na to, że ta najfajniejsza jesień z kasztanami, kolorami na drzewach i skakaniu w liście w parku już za nami. Zauważyłam to dopiero kilka dni temu. Dwa tygodnie uziemienia w domu z chorującymi chłopcami i brak codziennych spacerów do przedszkola jednak robi swoje.
Mam trochę problem z motywami przewodnimi w pokojach dziecięcych. To nawet nie o to chodzi, że nie podoba mi się cały pokój podporządkowany pod jedną tematykę czy wzór (bo widuję takie, w których sama mogłabym chętnie zamieszkać). Nie wiem natomiast jak długo wytrzymałabym w nim bez zmian. W tym tkwi problem. Być może tylko mój, a może i inni zafiksowani na wnętrzach "zmianoholicy" też się do tego przyznają.