Robię setki zdjęć tygodniowo. Czasami pewnie dochodzi do tysiąca. Te, które widzicie, gdy trafiają na blog czy do sklepu to zaledwie ułamek. Bo to zdjęcia rzeczy - jak piękne by nie były, to ciągle rzeczy. I choć ogromnie lubię te zabawy w aranżacje, stylizacje, to układanie i dobieranie kolorowych dodatków, to nic nie wygra nigdy ze zdjęciami... ludzi. Tak, nałogowo wprost robię zdjęcia moim bliskim i naszej codzienności, choć tutaj właściwie nic nie pokazuję. I jadąc na wakacje nad morze z moimi chłopakami też nie myślałam, że pokażę. Stwierdziłam jednak, że wyłamię się z tego swojego wnętrzarsko-twórczego blogowego schematu, pokonam trochę nieśmiałość i pokażę, że nie żyję samymi wnętrzami i szydełkowymi dekoracjami. To, co dziś Wam pokażę jest dla mnie warte stokroć więcej i zawsze, ale to zawsze będzie miało pierwszeństwo przed blogiem, przed sklepem, zamówieniami czy mailami. Chciałabym czasem napisać tu coś od serca, mam już takich postów w głowie dziesiątki, ale ciągle pomimo długiej filologicznej edukacji pisanie nie przychodzi mi łatwo. Ze zdjęciami jest mi dużo prościej, więc to im oddaję dziś głos. Dzisiaj dla odmiany: żadnych wnętrz, żadnych stylizacji, tylko rzeczywistość tu i teraz i kawałeczek mojego świata.
Kiedy Ładnebebe zaprosiło mnie do wzięcia udziału w cyklu o przygotowaniach do września (czytaj: przedszkola / szkoły), podeszłam do zadania bardzo osobiście i pomyślałam o tym, czego brakuje mojemu przedszkolakowi Kubie. Worka na kapcie! A właściwie na... wszystko, co tylko przyjdzie do głowy. Przypomniałam sobie nasze zeszłoroczne długie jesienne spacery po przedszkolu, kiedy kilogramami zbieraliśmy razem kasztany, żołędzie, liście... no i oczywiście patyki. Teraz więc zabraliśmy się razem do pracy i wspólnymi siłami stworzyliśmy worko-plecak nie tylko na przedszkolną wyprawkę, ale też (a może przede wszystkim) na indiańskie skarby. Pamiętacie mój post o tym jak zrobić tipi? Bawimy się dziś znowu w Indian, wyciągamy resztki materiału, te same farby do tkanin i działamy!
Wakacje w pełni, korzystamy z uroków lata i przerwy od przedszkola, to i moja obecność w wirtualnym świecie wyraźnie zmalała. Bynajmniej nie rwę sobie włosów z głowy z powodu całomiesięcznej nieobecności na blogu, choć żałuję, że tak ciężko znaleźć mi czas na zrealizowanie wszystkich (lub przynajmniej części) swoich pomysłów i podzielenie się nimi z Wami. Moja rodzina jest i będzie priorytetem i pomimo tego, że ten blog to też moje "dziecko", bardzo dla mnie zresztą ważne, to z Kubą i Frankiem nie wygra nigdy. Rozumiecie to, prawda?
Nie nudzę się wcale a wcale, na kreatywne działania poświęcam każdą wolną chwilę i jeśli jesteście ze mną na Facebooku i Instagramie, to wiecie już czym dużym i ekscytującym zajmowałam się w ostatnim czasie. Niedługo wszystko Wam pokażę, a tymczasem przenosimy się do mojego niezmiennie najbardziej ulubionego miejsca w mieszkaniu czyli pokoju chłopców. Ostatnim razem Kuba zabrał Was w przejażdżkę konno, a teraz Franek zaprasza do siebie na puszczanie latawców...
Nie nudzę się wcale a wcale, na kreatywne działania poświęcam każdą wolną chwilę i jeśli jesteście ze mną na Facebooku i Instagramie, to wiecie już czym dużym i ekscytującym zajmowałam się w ostatnim czasie. Niedługo wszystko Wam pokażę, a tymczasem przenosimy się do mojego niezmiennie najbardziej ulubionego miejsca w mieszkaniu czyli pokoju chłopców. Ostatnim razem Kuba zabrał Was w przejażdżkę konno, a teraz Franek zaprasza do siebie na puszczanie latawców...