Chciałam napisać coś ładnego, coś mądrego, ale wigilijna krzątanina w pełnym domu nie sprzyja pisaniu elaboratów. Słyszę jak na dole Kuba biega po korytarzu albo goni na czworaka małą Helenkę, jak Tereska i Zosia zniecierpliwione dopytują się kiedy w końcu Kacper zawiesi światełka na choince i będą mogły wieszać bombki (koniecznie kolorowe)... Nasłuchuję i chcę już do nich wracać, żeby uczestniczyć w tych wszystkich przygotowaniach. To nie jest czas na pisanie posta. Przeglądam jeszcze raz nasze zdjęcia z ostatniej, czwartej niedzieli Adwentu i uśmiecham się myśląc jaki to był dobry czas... Wcale nie miałam zamiaru ich tu publikować, ale jakaś taka radość mnie rozpiera, że chcę się z nią podzielić i z Wami. Moi Drodzy, niech te świąteczne dni będą u Was pełne ogromnej radości z Jego narodzenia! Życzę Wam, żebyście mogli je spędzić spokojnie z tymi, których kochacie i tak, jak może na co dzień nie ma czasu.
Nie wiem, czy nie zaczyna się z tego robić jakaś moja dziwna tradycja... W zeszłym roku też na dzień przed Wigilią publikowałam posta o ręcznie robionych ozdobach, co pewnie sami przyznacie jest dość chybionym pomysłem, bo mało kto ma czas przed samymi Świętami na odwiedzanie blogów, a tym bardziej zabieranie się za robienie ozdób. No cóż, jak nie teraz, to może przyda się to komuś w przyszłym roku. Sama zresztą widziałam, że nawet bez przypominania o zeszłorocznym wpisie z ozdobami, cieszył się teraz niemałą popularnością. Ten post publikuję dopiero teraz, bo tak naprawdę dopiero teraz mam na to czas. Serio. Praca nad zamówieniami z mojego sklepu pochłonęła mnie doszczętnie, nie spodziewałam się ich AŻ TYLU. Na szczęście udało mi się (prawie) na spokojnie wszystkie zrealizować i od wczoraj cieszę się w końcu zasłużonym urlopem. Ogromnie się cieszę na te Święta, na ten spokojny rodzinny czas, a po powrocie do domu na dopieszczanie świątecznego wystroju. Część z prezentowanych dziś dekoracji ma już swoje miejsce, część czeka na odpowiednie zaaranżowanie, a jeszcze kilka mam zamiar dorobić (ciekawa jestem, czy jest tu jeszcze ktoś, kto ozdoby robi w trakcie Świąt lub zaraz po nich ;).
Szydełkowe muchomorki - mam w tym roku jakąś muchomoro-manię ;) Zrobiłam już wprawdzie filcowe, ale do szydełkowych ozdób pałam wyjątkową sympatią. Z pomysłem na szydełkowe grzybki zetknęłam się już dość dawno, ale w tym roku stwierdziłam, że muszę je w końcu zrobić. Najpierw szukałam jakichś schematów i instrukcji w internecie, aż jednego wolnego niedzielnego popołudnia usiadłam na kanapie z szydełkiem w ręku i zaczęłam robić sama tak "na czuja". Muszę powiedzieć, że muchomorki wyszły niczego sobie, ale jak to w naturze - każdy jest inny i póki co nie wyszły mi dwa identyczne. Jak tylko dopracuję schemat to postaram się go umieścić na blogu.
Gwiazda z łusek szyszki (w Green Canoe Style nazwana "szychą wśród gwiazd" ;) Rok temu pokazywałam jak ją zrobić, w tym roku mój instruktaż ukazał się w jesienno-zimowym wydaniu wyżej wymienionego magazynu.
Cynamonowe gwiazdy - bardzo proste do wykonania: wystarczy 10 lasek cynamonu równej długości (i takich, które mają wystarczająco duży otwór w środku na drut), które nawlekamy na drut i formujemy gwiazdę.
Wieniec z modrzewiowych szyszek - styropianowy wieniec, duuużo małych szyszek i klej na gorąco - trzeba tylko tyle, a poza tym sporo czasu (przynajmniej do zrobienia tak dużego wieńca jak mój). Wieniec jest obklejony szyszkami tylko od góry, dzięki czemu można go też położyć i włożyć go środka świecę.
Serce z koralików - kolejna bardzo łatwa ozdoba do zrobienia, którą prezentowałam tu rok temu. Takie serce bardzo ładnie prezentuje się na choince, zawieszone na sznurku czy położone na stole jako element dekoracji.
No dobra, czas się wziąć do roboty i zacząć robić jakieś ozdoby świąteczne. Na szczęście kilka muchomorków na choinkę mam już gotowych, ale chyba tylko dlatego, że przygotowywałam je miesiąc temu do jesienno-zimowego wydania magazynu Green Canoe Style. Także pewnie część z Was już widziała moją instrukcję jak je zrobić... ale za to nie na takich dużych zdjęciach i nie tak dokładnie krok po kroku ;)
Do zrobienia muchomorków potrzebujemy:
- czerwony i biały arkusz filcu
- białe filcowe kulki
- grubą nić lub włóczkę
- igłę
- nożyczki
- wypełnienie do poduszek lub watę
- klej z pistoletu
1. Z obu arkuszy filcu wytnij kółka, filcowe kulki przetnij
nożyczkami na pół.
2. Filcowe kółka zszyj razem włóczką lub grubą nicią
3. Pod koniec zszywania włóż wypełnienie do powstałego właśnie kapelusza muchomora i dokończ zszywanie.
4.
Przepołowione kulki przyklej do kapelusza klejem na gorąco. Przez
środek kapelusza możesz przeciągnąć włóczkę do wieszania muchomorka.
5. Z białego filcu wytnij kwadrat, zwiń go w rulonik i sklej na końcu
klejem na gorąco.
Gotowego grzybka można zawiesić np. na choince, choć u nas od czasu do czasu ozdabiają gałki na komodzie (takie dekoratorskie zapędy ma już mój dwuletni synek ;).
To nie jedyne muchomorowe zawieszki, które już zrobiłam. Ten motyw jakoś wyjątkowo przypadł mi do gustu w tym roku i mam nadzieję, że uda mi się jeszcze go pokazać Wam w wersji numer 2.
Cały czas się do siebie śmieję, kiedy nazywam ten malutki kawałeczek mieszkania jadalnią. Ale trzeba przyznać, że teraz, w nowej odsłonie dużo bardziej zasługuje na to miano, bo zdecydowanie nabrała charakteru. Moi Drodzy, oto moja nowa pastelowa jadalnia:
Osiągnęłam dokładnie taki efekt, jaki planowałam: przez zestawienie trzech różnych kolorowych krzeseł w tym samym stylu (we wnętrzarskiej blogosferze znane są jako "patyczaki" czy "szczebelkowce") i zawieszenie małej miętowej półeczki na kuchenne drobiazgi nasza jadalnia wygląda trochę jak wyjęta z jakiegoś małego drewnianego domku gdzieś w Skandynawii. Wiecie: kolorowe krzesła, najlepiej każde z innej bajki i nadgryzione zębem czasu, do tego półki i półeczki (najlepiej vintage) eksponujące przeróżne talerze, kubki i inne naczynia używane na co dzień przez domowników.
Nowa jadalnia przede wszystkim zwraca uwagę kolorami. Może dla niektórych dzieje się tu zbyt dużo, ale ja się kolorów nie boję. Uważam, że póki trzymam się tych samych barw przewodnich w całym mieszkaniu, nie grozi nam pstrokaty miszmasz. A konsekwencję w doborze kolorów możecie zobaczyć jak na dłoni przeglądając ostatnie posty. A co jeśli kolory w jadalni się znudzą? Cóż, krzeseł u nas pod dostatkiem, więc zawsze można zamienić je miejscami z tymi bardziej stonowanymi. Natomiast o potencjale aranżacyjnym miętowej półki sami zaraz będziecie mogli się przekonać.
Aby podsumować całą metamorfozę, cofnijmy się w niedaleką przeszłość i zobaczmy jak było przed:
Jak widać, na miejscu pozostał tylko stół i zegar. Natomiast jeśli chodzi o elementy, które się zmieniły, to też nie jest ich jakoś bardzo dużo: do przemiany wnętrza wystarczyła wymiana krzeseł, zawieszenie półki i nowych zasłonek. I co ważne, wcale nie wymagało to dużych nakładów finansowych. Trzeba tylko... mieć trochę czasu i umieć czerpać przyjemność z malowania :)
Główni bohaterowie metamorfozy to niewątpliwie żółte krzesło i miętowa półka, które pomalowałam farbami marki Tikkurila (o czym pisałam dokładnie tutaj). Ponadto w jadalni zagościło turkusowe krzesło oraz nowe białe dziecięce krzesełko, które chyba nie mogło lepiej wpasować się stylem, prawda? W miejsce przyciągających wzrok zasłon w niebiesko-szare pasy pojawiły się delikatne zasłonki z drobne biało-szare prążki. Wybrałam materiał w stonowanej kolorystyce i o takiej grubości, żeby po pierwsze uspokoić trochę tę kolorową przestrzeń, a po drugie zyskać trochę więcej światła. I choć z szyciem było trochę zabawy, to jestem bardzo zadowolona z efektu, bo zasłonki doskonale zdają egzamin.
Miętowa półka w wersji z szufladkami (powyżej) i bez (poniżej)
Jak widać, możliwości aranżacyjne półki są nieograniczone, więc nie mam obaw, że mi się znudzi. Zrobiłam już nawet przymiarkę do świątecznej aranżacji, ale pokażę Wam wszystko w swoim czasie :)
Na koniec małe przypomnienie tego, jak wyglądali moi bohaterowie w poprzednim życiu. Mam nadzieję, że będzie to też zachętą dla Was, żeby wziąć farbę, pędzel i odmienić jakiś stary mebel czy drobiazg. Ja, gdybym tylko miała co malować (i gdzie to wszystko trzymać), to chyba nie rozstawałabym się z pędzlem. Takie metamorfozy wciągają :)
Półka ze sklejki pomalowana farbą Tikkurila Everal Aqua Semi Matt, kolor G371
Krzesło oszlifowane i pomalowane farbą Tikkurila Everal Aqua Semi Matt, kolor H302
Ciekawa jestem Waszych opinii, więc serdecznie zapraszam do komentowania. A może ktoś chce wpaść na kawę do nowej jadalni? :)
Co wspólnego ma drabina z kalendarzem adwentowym dość łatwo zgadnąć - każdy, kto szukał inspiracji do zrobienia własnego kalendarza pewnie spotkał się już z tym pomysłem. Ale co ma drabina do świecznika adwentowego? Odpowiedź znajdziecie pod koniec posta, a tymczasem zapraszam na małą fotorelację z przygotowań kalendarza.
Do zrobienia kalendarza wykorzystałam większość swoich świątecznych zbiorów papierniczych i pasmanteryjnych: papiery do pakowania w różne wzory, szary papier, taśmy washi, sznurki i czerwono-białę tasiemki.
Jeśli chodzi natomiast o zawartość poszczególnych paczuszek kalendarza, zawierają książeczki o Adwencie i Bożym Narodzeniu, elementy bożonarodzeniowej szopki i drewniane figurki do środka. Nasz synek co kilka dni będzie odpakowywał po jednej figurce i kompletował szopkę. Poza tym, do niektórych torebek powkładałam karteczki z przedświątecznymi aktywnościami, które będziemy robić całą rodziną: pieczenie pierników, wyprawa po choinkę itd. :)
Tak wygląda gotowa szopka. Sporo się naszukałam ładnej drewnianej szopki i niestety to chyba mało popularny u nas produkt, bo znalazłam cokolwiek jedynie w kilku polskich sklepach internetowych. Nie odpowiadał mi jednak ani ich wygląd ani (przede wszystkim) cena, więc jak zwykle w takich sytuacjach poratował mnie brytyjski eBay, gdzie kupiłam taką właśnie szopkę firmy Melissa & Doug. Bardzo, bardzo polecam - figurki są dość duże i ładnie wykonane, a do całości dołączona jest jeszcze drewniana taca, na której można ustawić całą szopkę. Dla zainteresowanych tematem: przesyłka z Anglii idzie nieco ponad tydzień, więc spokojnie powinna jeszcze dojść przed Świętami. A trochę inną szopkę, też bardzo ładną, można też teraz znaleźć w Tigerze za 40 zł. Kupiliśmy wczoraj na prezent i też bardzo polecam.
Po kilku dłuższych posiedzeniach nad pakowaniem paczuszek całość wyglądała tak (zdjęcie zrobione przy sztucznym świetle, no ale kończyłam to prawie w środku nocy):
Nigdy w życiu nie zapakowałam naraz tylu prezentów, a wiedzcie, że mam dużą rodzinę ;) Figurki do szopki mają dość nieregularne kształty, więc do ich zapakowania użyłam różnych pudełeczek znalezionych w domu oraz zrobionych z papieru torebek.
Teraz zostało już "tylko" zawieszenie wszystkich paczuszek na drabinie, a rankiem moi domownicy zastali taki widok w salonie...
Miętowa drabina jest u nas od roku, ale z braku miejsca stoi w przedpokoju w okrojonej wersji - bez trzech półek przykręcanych do szczebli. Czasem jednak wyciągam którąś z półek i służy mi za tacę. Teraz też wykorzystałam ją do tego celu i postawiłam na niej bardzo minimalistyczny świecznik adwentowy. Możecie go już kojarzyć z tamtego roku, bo zeszłoroczny pomysł spodobał mi się tak bardzo, że nic nowego nawet nie wymyślałam.
Na koniec mały bonus z odpowiedzią na pytanie jak Kuba zareagował na kalendarz adwentowy... Otóż mój synek najpierw przeszedł obok drabiny obojętnie, a po dłuższej chwili wymyślił, że to... samochód! Wyobraźnia i kreatywność mojego synka mnie zadziwia na każdym kroku coraz bardziej. Zobaczymy jednak co będzie, kiedy rozpakujemy pierwszą paczuszkę...