Nowa aranżacja na komodzie powstała spontanicznie w jedyny słoneczny dzień w tym tygodniu – od razu widać po kolorach, jak słońce na mnie podziałało. Tak więc cieszcie oczy pastelami i nawołujcie razem ze mną: "wiosno przybywaj!"
Od razu uprzedzę uwagi co do tytułu – nie, nie zrobiłam literówki i nie chodziło o kosz pełen makaronu. Dla niewtajemniczonych – Zpagetti to nowość na naszym rynku, choć na świecie jest już całkiem dobrze znane. Pod tą intrygującą nazwą kryje się... hmm jak to nazwać... przędza (?) powstała z resztek materiałów. Jak potniecie zwykły T-shirt to materiał się tak roluje – i Zpagetti jest taką właśnie dłuuugaśną nitką zrolowanego materiału. "Nitka" jest gruba, więc szydełkuje się (lub robi na drutach) szybko, a dziergany przedmiot ma wyraźnie widoczny splot i jest dość sztywny.
A teraz do rzeczy. Planowałam zakup jakiegoś fajnego pojemnika na zabawki Kuby, który byłby pojemny, a przy tym pasował do naszego salonu, gdzie zwykle Mały się bawi. Któregoś dnia zobaczyłam zdjęcia koszyków dzierganych ze sznurka i pomyślałam, że coś takiego byłoby w sam raz – kosze są nie tylko miłe w dotyku, ale uniwersalne i mogłyby służyć też do przechowywania innych rzeczy. Nie znalazłam jednak takiego grubego sznurka (jeśli jednak ktoś ma namiary, bardzo proszę o wiadomość :), więc pomyślałam o Zpagetti, które gdzieś już kiedyś w necie widziałam. Kupiłam dwa duże motki, które teoretycznie miały wystarczyć na dwa koszyki, duże 12mm szydełko i zabrałam się do pracy. Miałam zrobić dwa jednokolorowe kosze, ale w końcu zrobiłam jeden duży pasiasty (pomysł Męża :) i jestem bardzo zadowolona z efektu. Zostało mi jeszcze trochę Zpagetti w obu kolorach, więc coś z nich jeszcze na pewno powstanie.
Kosz prezentuje się tak:
Co ciekawe, jak się włoży do niego mniej rzeczy i chwyci za ucha, to wygląda trochę jak torebka. Przyda się kiedyś na pewno jako torba na plażę. A tymczasem bardzo dobrze sprawdza się w swojej roli, wszystkie zabawki się mieszczą, a kiedyś Kubuś będzie się jeszcze bawił we wchodzenie do niego :)
Teraz dla zainteresowanych trochę o Zpagetti w praktyce:
- Duży motek (a jest naprawdę duży) teoretycznie wystarcza na zrobienie torby lub mniejszego kosza.
- Zpagetti różnią się między sobą, bo zostały zrobione z różnych materiałów. Moje dwa motki były całkiem inne. Beżowy był cieńszy i jakby gorzej się rolował – czasem było widać strzępiące się brzegi i musiałam go ręcznie rolować (tzn. trzeba było przejechać paznokciem pośrodku "nici" i strzępiące się brzegi chowały się do środka). Granatowe Zpagetti było dużo lepsze – grubsze, bardziej miękkie, dobrze się z nim pracowało.
- Kupiłam szydełko 12mm i akurat do zrobienia kosza było za duże – robił się za duży ażur i kosz nie byłby sztywny. Dlatego używałam mojego starego mniejszego szydełka. Nie było zbyt wygodnie, zwłaszcza, że co chwilę metalowa końcówka wypadała z plastikowej rączki, ale jakoś dałam radę :) Myślę, że to duże szydełko będzie dobre np. do zrobienia poduszki czy pufy, gdzie już splot może być luźniejszy.
No właśnie, złapałam bakcyla i już myślę o kolejnych rzeczach, jakie mogę sobie zrobić ze Zpagetti. Bardzo podobają mi się wszelkie dziergane z grubej włóczki/sznurka pufy, poduszki i kosze i chyba niedługo zabiorę się za robienie takiej spłaszczonej pufy, jak na zdjęciu poniżej. Zastanawiam się tylko ile motków by na nią trzeba... Macie może jakieś doświadczenie w tej kwestii? Będę wdzięczna za wszelkie podpowiedzi. A teraz zapraszam po garść inspiracji.
pufy Broste Copenhagen
pufy Broste Copenhagen
poduchy Ferm Living
kosze Ferm Living
dywanik HK Living
dywanik Sebra
Od jakiegoś czasu widuję tu i ówdzie domki w roli elementów dekoracyjnych. Bardzo wdzięczny to motyw i można spotkać naprawdę różne ciekawe wariacje na jego temat. Sama do tej pory się tylko temu przyglądałam, ale kiedy zobaczyłam w Scandi Loft tę półkę-domek, wiedziałam już, co wybiorę na swój prezent imieninowy. Półeczka jest z surowego drewna, więc można ją jeszcze pomalować i ozdobić na różne sposoby, ale na razie podoba mi się taka, jaka jest. Przez jakiś czas stała na półce robiąc za dom dla sówki i zająca, a ostatnio przeniosłam ją na biurko i służy mi jako półeczka na różne drobne przybory. W przyszłości pewnie dostanie się Kubie i będzie fajnym miejscem na jego drobne zabawki i figurki.
Przy okazji pochwalę się zającem, którego zrobiłam dla Kubusia. To moja pierwsza próba uszycia czegoś ze znanych i lubianych wykrojów Tildy. Nie powiem, dumna jestem z niego, a zwłaszcza z tych ogrodniczek – to w końcu pierwsze uszyte przeze mnie w życiu spodnie. Na pewno na jednym zajączku się nie skończy, w końcu trzeba mu będzie stworzyć rodzinę i jakieś ubrania na zmianę :)
Kilka tygodni temu mieliśmy w domu krokodyla. Takiego prawdziwego – dużego, zielonego, z dużymi zębami i grubym ogonem... Od innych krokodyli różniło go tylko to, że był zrobiony ze swetra. Mogłoby się wydawać, że koty i sowy to lepszy materiał na zwierzęta domowe, ale z takim sympatycznym krokodylem też się można zaprzyjaźnić.
Pierwsze spotkanie twarzą w twarz...
...i Kubuś od razu pokazał kto tu rządzi
Krokodyl poduszka – zdjęcie profilowe
A tu fajnie widać proporcje :)
Mam coraz więcej pomysłów na zwierzakowe tworzenie. Niedługo planuję zrobić żyrafę, myślałam też o jeżu. Może podsuniecie jakieś swoje pomysły?
Małe niebieskie domki znalazłam przypadkiem w Nordicu jeszcze na początku grudnia. Weszłam do sklepu po upatrzone wcześniej wazony, miałam załatwić zakupy szybko i sprawnie, ale zaglądnęłam jeszcze na piętro. A tam stały sobie one. Dwa ostatnie domki - chyba po prostu czekały na mnie. Zimą mieszkały na półce w sypialni razem z sową, a po Świętach zawisły na gałązkach modrzewia i zdobią naszą ulubioną niebieską komodę. A skoro to domki dla ptaków, to musiałam dorobić do nich mieszkańców. Tak mi się spodobało haftowanie ptasich zawieszek, że wymyśliłam sobie, że zrobię jeszcze poduszkę z motywem jednego z ptaków. No i w zeszłym tygodniu w końcu ją zrobiłam. Uwielbiam takie tradycyjne skandynawskie motywy. Udało mi się znaleźć książkę z różnymi ładnymi wzorami, więc na tym jednym projekcie na pewno nie poprzestanę.
Motyw z podobnymi ptakami mamy też na zasłonach i bieżniku, który powstał po ich obcięciu.
Na kanapie też niebiesko. Duże niebieskie poduchy to tak naprawdę część kanapy, ale fajne jest w nich to, że nie są na stałe do niej przytwierdzone, tylko są luzem. Dzięki temu można im też zmieniać poszewki, przez co kanapa co chwilę wygląda inaczej. Akurat te poszewki uszyła mi Mama z jakiejś pojedynczej zasłony kupionej kiedyś w Obi chyba za 4 zł.
A nad kanapą ramki ze zdjęciami też w tonacji niebieskiej, choć nie wybierane akurat pod tym kątem :) Środkowa ramka to nasza zdobycz z podróży do Maroka. Znaleźliśmy ją w warsztacie pewnego miejscowego stolarza. Jeśli dobrze zrozumiałam to chyba jest z drzewa oliwnego. W każdym razie pachniała pięknie jeszcze długo po powrocie.