Moje
zamiłowanie do organizowania przyjęć, duża rodzina i małe mieszkanie
inspirują (żeby nie powiedzieć zmuszają) do kreatywnego podejścia do
tematu rodzinnych imprez. Jak się domyślacie, nie tak łatwo zmieścić
dwadzieścia kilka osób w niespełna 50-metrowym mieszkaniu, znaleźć
każdemu miejsce siedzące, nakarmić i wymyślić sposób na ujście energii,
która buzuje w gromadce dzieci. Rozwiązanie? Urodzinowy piknik!
...budujemy dom!
Nigdy nie byłam żądna wielkich przygód, nie miałam zamiaru podbijać świata i robić spektakularnej kariery. Wyłączając okres wczesnoszkolny, kiedy oczywiście śniłam o tym, żeby zostać piosenkarką / tancerką / łyżwiarką (a kto nie chciał?!), marzenia mojego życia można właściwie streścić tak: być szczęśliwą, mieć męża, dzieci i dom z ogrodem. Kropka.
W tym roku skończę trzydzieści lat i wygląda na to, że będę mogła powiedzieć, że moje największe marzenia się spełniły. Wprawdzie do września nie przeprowadzimy się jeszcze do nowego domu, ale powinien już wtedy przynajmniej tam stać.
Ale od początku...
A biorąc pod uwagę to, jak długo zbierałam się do opublikowania tego posta i ile razy o tym mówiłam, to chyba nie bajka, a raczej legenda. Legenda o tym, jak Gu wesele swojej siostry dekorowała.
Ten post, jak dobre wino, musiał dojrzeć. Za kilka tygodni pierwsza rocznica ślubu (sic!) i wesela, które pomagałam przygotować siostrze. Chciałam duży nacisk położyć na słowie "pomagałam", bo głównymi odpowiedzialnymi za koncepcję wystroju są sami narzeczeni (ja byłam ich ciałem doradczym i podpowiedziałam to i owo) a wszystko to, co zaraz zobaczycie, jest efektem wspólnej pracy i życzliwości naprawdę wielu osób: m.in. moich rodziców, brata, kuzynki, babci, cioci, sąsiadki i znajomych. Skąd tak wielkie zaangażowanie? Sala, którą mieliśmy do dyspozycji była, krótko mówiąc, wymagająca. Wiecie, to nie typ przestrzeni rodem z Pinteresta, która sama w sobie jest piękna i nie potrzebuje wielu dekoracji. My mieliśmy do czynienia z kopciuszkiem, który na pierwszy rzut oka nie zachwyca, ale tak naprawdę ma duży potencjał, który za pomocą umiejętnych dekoratorskich sztuczek i niemałego nakładu pracy może przemienić się w coś pięknego. Jak się domyślacie, odnalazłam się w takim wyzwaniu jak ryba w wodzie!
Rattan is the new black! Ale wiecie to już, prawda? I pewnie tak samo jak ja, niektóre zdjęcia z Pinteresta z rattanowymi kołyskami i krzesełkami w pokojach dziecięcych czy ławkami w salonach i na tarasach znacie już na pamięć? A OLX-owa aplikacja codziennie powiadamia o kolejnych nowych wynikach wyszukiwania pt. "rattan"? Tak, z pewnością jest tu nas takich wiele, co nie znaczy, że wszyscy na świecie muszą piszczeć z zachwytu na widok rattanu i letniej kolekcji Ikea Jassa. Dajmy na to, taki mąż...