"Mamo, no powiedz w końcu dla kogo te rękawiczki! Jak nie dla mnie ani Franka to może dla Antka? Albo Tymka?"
Kwestia rękawiczek, które dziergałam dzielnie od ponad miesiąca pozostawała dla chłopców zagadką aż do wczorajszego dnia. Nie powiem - szalone to było przedsięwzięcie, zwłaszcza dla kogoś kto na drutach robi raptem od dwóch miesięcy i na koncie ma zaledwie dwie czapki. Ale jak widać irracjonalne pomysły czasem okazują się tymi najlepszymi, a efekt końcowy może dodać +100 do wiary w siebie i swoje możliwości.
Pamiętacie jak ostatnio pisałam o mojej nauce robienia na drutach? I o tym, że przez lata tylko wodziłam tęsknym wzrokiem za tyloma pięknymi dzierganymi rzeczami? Dziergany kalendarz adwentowy był jedną z nich. Nie pamiętam już kiedy pierwszy raz zobaczyłam go w formie girlandy i czy były to wzorzyste skarpetki czy coś innego... co roku jednak ta myśl wracała. Kiedyś nawet chciałam się porwać na robienie czegoś takiego na szydełku, ale zabrakło mi zapału i przekonania, że będzie to wyglądało równie dobrze jak zrobione na drutach. Pomysł w głowie jednak kiełkował i jak już ostatnio Wam przypominałam, przez ostatnie lata robiłam kalendarze z dzierganymi elementami np. balonikami czy chmurkami. Nigdy jednak nie porwałam się na zrobienie ponad dwudziestu dzierganych elementów. Aż do teraz. Bo jeśli iść w coś, to na całość!
Najlepszym podsumowaniem dla mojego pomysłu były słowa Męża, kiedy pokazałam mu pierwszą zrobioną rękawiczkę i podzieliłam się swoją genialną wizją takiego kalendarza: "Wiesz... ja bardzo lubię Twoje pomysły, ale wiesz też, że dodajesz sobie strasznie dużo pracy?"
Trudno zaprzeczyć - tak całkiem normalna to ja nie jestem :)
Nie będę czarować - to był bardzo czasochłonny pomysł i nie bez powodu zaczęłam robić pierwsze elementy ponad miesiąc temu. Nie powiem pracochłonny tylko z jednego powodu - dla mnie to nie była praca, a czysta przyjemność (ale to ja - a ja już tak mam z wszelkim "dłubaniem"). I choć faktycznie na początku szło mozolnie i naprawdę długo byłam przekonana, że zrobię maksymalnie dziesięć czy dwanaście rękawiczek, po jakimś czasie dostałam takiej mobilizacji (i doszłam do wprawy), że robiłam je już na pamięć i więcej niż jedną dziennie (jak na początku zakładałam). Bo umówmy się - największym wyzwaniem było znalezienie czasu na to wszystko. Kiedy jednak zaczęłam dziergać w każdej, ale to KAŻDEJ wolnej chwili, nagle okazało się, że idzie mi to całkiem szybko. Całkiem podobnie mam zresztą z czytaniem książek - czasem ciężko się zabrać, ale gdy już trafi się taka, która wciągnie mnie w 100%, szukam każdej możliwej chwili, choćby kilku minut, żeby czytać dalej i w efekcie pochłaniam ją w ekspresowym tempie.
Przypomnijcie sobie też to, że jeszcze dwa miesiące temu sama nie miałam pojęcia jak robi się oczka prawe i lewe, a teraz mogę pochwalić się TAKIM dorobkiem.
Co jest w naszym kalendarzu adwentowym?
OK, malutkie rękawiczki są urocze i zmieszczą karteczki z zadaniami czy małe ozdoby choinkowe, ale co z resztą? A pamiętacie pewnie, że najważniejszą częścią naszego kalendarza jest zawsze stajenka betlejemska (zresztą słusznych rozmiarów). Do tej pory kalendarze, które przygotowywałam, składały się głównie z zapakowanych w ozdobne papiery paczuszek, w których były postacie z szopki. Dziergane girlandy były głównie ozdobami lub zawierały malutkie pakunki z zadaniami itp.
Tym razem rolę paczuszek przejęły metalowe puszki i walizeczki, które zmieściły prawie wszystkie postaci ze stajenki. Te rzeczy, które się nie zmieściły (książki, duże elementy szopki, foremki do pierników), zapakowałam w papier i położyłam na jednej z półek lub ukryłam gdzieś w mieszkaniu, a w ramach zadania chłopcy będą musieli ją znaleźć.
Teraz codziennie chłopcy zaglądają do jednej rękawiczki i zdejmują ją ze sznurka. W środku znajdują albo zadanie do wykonania, albo wskazówkę dotyczącą tego gdzie szukać paczuszki lub postaci do stajenki. Domyślam się też, że lada moment dojdzie do tego zabawa w to, komu założyć rękawiczki. Jeśli zabraknie nam pluszaków, to zawsze można przecież zawiesić je na choince i nacieszyć nimi jeszcze trochę dłużej.
P.S. Reszta zabawek na zdjęciach to nie stylizacja - ten kąt faktycznie tak wygląda na co dzień, więc łatwo odgadnąć skąd czerpałam inspirację do połączenia kolorów w girlandzie.
11 komentarze
Jesteś niezwykła! Wszystko co robisz - robisz nie tylko z sercem, ale i chyba z jakąś magią ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKalendarz wspaniały, gratuluję pomysłu i podziwiam pracowitość. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPodziwiałam już na insta.Szacun, naprawdę szacun.Może w przyszłym roku się pokuszę o zdublowanie Twojego pomysłu.Tym bardziej ze szydełkowanie czy drutowanie nie jest mi obce.Może takie mini skarpetusie;)
OdpowiedzUsuńAga tym razem pobiłas Wszystkich w sieci. Wydziergac tyle rekawiczek-to musi być pasja. Podziw razy 1000000000.... Uwielbiam Twoje pomysły 😘😘
OdpowiedzUsuńjest absolutnie, nieopisanie, zadziwiająco WSPANIAŁY! :) Rękawiczki są przeurocze, kolory świetnie dobrane, pomysł - brak mi słów :) podziwiam i Ciebie i Twój cudowny kalendarz adwentowy :)
OdpowiedzUsuńAgula, to jest GENIALNE! Szacun, WOW! :D
OdpowiedzUsuńpieknosci! ja mam druty w aboslutym zapomnienie...
OdpowiedzUsuńps. jak namówić dziecko/dzieci, żeby jednego dnia wszystko nie otworzyły z kalendarza adwentowego ( dotyczy tych mniejszych bąbli ;) ???
OdpowiedzUsuńGu , szalona mistrzyni! :D Ja takie rekawiczki zamawiam u ciebie w rozmiarze L :)
OdpowiedzUsuńAle niesamowity kalendarz!!! Szacun dla Ciebie :) jest the best!!!
OdpowiedzUsuńObłędne! Boskie! :D Nie mogę się napatrzeć! :)
OdpowiedzUsuń